Najczęściej relacje z różnych wydarzeń wyglądają tak, że wszyscy piszą, jak było świetnie i jak wiele z nich wynieśli. Tutaj będzie inaczej. Często słyszę, że jeśli nie chcesz się rozczarować, to nie miej żadnych oczekiwań. Niestety nawet to nie pomogło. Po takim wstępie pewnie spodziewasz się tutaj zmasowanego hejtu. Tego też tutaj nie znajdziesz, bo nie było tak źle, aczkolwiek postaram się opisać szczerze moje wrażenia z tego wydarzenia.
Zazwyczaj jeżdżę na wydarzenia, które są związane z najbliższą mojemu sercu dziedziną marketingu online, czyli SEO. Stwierdziłem, że czas wyjść out of the box i posłuchać specjalistów z innych dziedzin, bo przecież wszystkie elementy marketingu mają jakiś wspólny mianownik.
Początek #BOOM
To zacznijmy od początku. Kongres Marketingu Online, a w zasadzie Best of Online Marketing, czyli #BOOM odbywał się (jego pierwsza część) na terenie Multikina w Złotych Tarasach. Trochę zajęło, dostanie się tam – kto był w Złotych Tarasach chociaż raz, ten pewnie wie, o czym mówię. Przywitały mnie Panie stojące przy stanowisku Kongresu, spytały mnie o moją godność i o bilet. No i tutaj pierwsze zaskoczenie, które pojawiło się już na etapie wcześniejszych maili. Prośba o wydrukowanie biletu — czy to na pewno Kongres Marketingu ONLINE? No nic, przebrnąłem przez ten etap, dostałem zawieszkę ze swoim imieniem i ruszyłem do wspólnej strefy, nazwijmy ją roboczo „networkingowej”, gdzie mieściły się stoiska partnerów, ale i poczęstunek w formie różnych przekąsek oraz nielimitowany dostęp do automatów z kawą i herbatą. Za to należy się duży plus. Wyglądało to naprawdę fajnie i pomimo sporej ilości osób nie czułem większego tłoku. Dziwi mnie jednak sposób, w jaki wpuszczani byli uczestnicy na teren eventu, ponieważ myślę, że bez biletu można było tam wejść bez problemu i z pewnością kilka osób za darmo zjadło i napiło się kawy, ale to nie do końca mój problem.
Przejdźmy może do kwintesencji wydarzenia, czyli występów prelegentów. Wydarzenie odbywało się na sali kinowej Multikina i muszę przyznać, że forma ta bardzo mi odpowiadała. Zazwyczaj w kinie nie potrafię usiedzieć 2 godzin, a tutaj warunki naprawdę były komfortowe. Niektórym mogło brakować jakiegoś rodzaju stolika na notatki bądź komputer, ale już nie przesadzajmy, można było sobie z tym poradzić. Wielki ekran, na którym wyświetlano prezentacje, zrobił robotę, nagłośnienie było również na wysokim poziomie. Prowadzący (do którego przejdę później) przedstawił gościa specjalnego, Panią Ewę Magnucką-Bowkiewicz, która przedstawiła działalność fundacji DKMS i zachęciła do pomocy. Przed salą kinową znajdowało się stanowisko organizacji, przy którym można był dowiedzieć się więcej szczegółów na jej temat.
Po krótkim filmie na temat DKMS czas na pierwszego prelegenta!
Artur Maciorowski zajął się tematem Landing Page. Przedstawił on sporo dobrych, jak i złych przykładów LP. Cała prezentacja była spójna i oparta na przykładach oraz liczbach, co moim zdaniem jest idealnym rozwiązaniem na tego typu wydarzeniach. Przedstawił on kilka narzędzi oraz to jak można je wykorzystać. Ciekawym rozwiązaniem jest z pewnością narzędzie Leadberry, które warto sprawdzić, ale co ja je będę opisywać. Skoro czytacie ten wpis to macie Internet 🙂 Artur odpowiedział na kilka istotnych pytań, którymi myślę, że rozwiał wątpliwości niektórych marketerów. Wiele przykładów graficznych, filmowych, jak i liczbowych zdecydowanie zrobiło robotę. Uważam, że była to prezentacja, z której każdy coś dla siebie wyciągnął, niezależenie czym się zajmuje na co dzień.
Lecimy dalej! Kolejnym prelegentem był Adam Zemełka, a w zasadzie dr Adam Zemełka (nie po to ludzie pracują na tytuł, żeby go pomijać). Nie była to prezentacja, której wszyscy się spodziewali. Nie było to typowe podejście do marketingu, ale zahaczało ono o pojęcia, których nawet nie potrafię powtórzyć. Wystąpienie skupiało się na psychologii w marketingu, na schematach, jakie w nim panują i jak działają na odbiorców. Ponownie pojawiły się przykłady, które potwierdzały teorie i z pewnością sporo osób poczuło się po tym występie mądrzejszymi. Nie będę tutaj podawał szczegółów prezentacji, bo ja zapłaciłem za bilet, a Wy w większości nie.
Po zagłębieniu się w psychologiczne aspekty zdecydowanie trzeba było się lekko odmóżdżyć, więc przyszedł czas na przerwę. Kolejki do automatów z napojami nie były najmniejsze, ale chyba każdy otrzymał to, czego chciał. Przekąsek również nie brakowało – pod tym względem organizatorzy się spisali.
Ponieważ klimat networkingu mnie wciągnął, spóźniłem się na kolejne wystąpienie, za co przepraszam Pawła Tkaczyka, ale pewnie i tak nie odnotował mojej nieobecności. Przedstawiał on temat skutecznego prowadzenia klienta do zakupów i powiem szczerze, że trochę zabrakło mi tego tematu w prezentacji (chyba że był poruszony w pierwszych 5 minutach, kiedy mnie nie było). Pojawiło się wiele akcentów humorystycznych, porównanie ścieżki zakupowej mężczyzn i kobiet w warzywniaku, płonące pomidory na slajdach i wiele innych przykładów. Paweł podkreślił, jak bardzo zmienia się marketing online i pokazał, jak zmniejszają się efekty poszczególnych kanałów (opisuję to dość ogólnie więc spokojnie). Sporo uwagi poświęcił influencer marketingowi, a właściwie „influence” zamiast „influencer”, chcąc pokazać, że kanał ten może być źle rozumiany i ma o wiele większy potencjał, niż jest obecnie wykorzystywany. Zgadzam się z nim w zupełności. Zabrakło mi jednak wyczerpania tematu przewodniego prezentacji, ale myślę, że i tak każdy znalazł w niej coś dla siebie.
Później pojawił się moduł Light Talks, czyli krótka prezentacja (15 min) na temat narzędzi marketingowych, przedstawiona przez Jolę Pielę. I tutaj muszę niestety przyznać, że nie rozumiem, na czym miało to polegać. Temat fajny, ciekawy i na pewno z dużym potencjałem. Prelegentka opowiadała wszystko w płynny sposób, ale musiała walczyć z czasem. Zdążyła przedstawić kilka danych na temat narzędzi, ale nie miała za bardzo możliwości zgłębić tych tematów, co absolutnie nie jest jej winą.
Przyszedł czas na moim zdaniem petardę kongresu, czyli Kamil Kozieł i kilka słów o storytellingu. Wiele przykładów, wstawki humorystyczne, interakcji z uczestnikami, grafiki, filmy — moim zdaniem najlepsza prezentacja na tym wydarzeniu. Przedstawił on działanie storytellingu na przykładach, opisał występujące schematy, rzucił kilka ciekawych pojęć, które mam zanotowane i z pewnością je zgłębię. Naprawdę przyjemnie się tego słuchało i patrzyło na to, co przedstawione było na slajdach. Zdecydowanie 5+ za to wystąpienie! Ale kim ja jestem, żeby oceniać…
Pojawiła się przerwa obiadowa, uczestnicy tłumnie ruszyli w stronę stoiska z jedzeniem. Mnie niestety przeraziła kolejka oraz kwestia tego, że pewnie będę musiał jeść na stojąco, więc ruszyłem w stronę Złotych Tarasów i zorganizowałem sobie posiłek sam! Brawo Ja!
Często mam wrażenie, że siedząc w pracy po przerwie obiadowej, jakoś spadają obroty i tutaj było tak samo. Niestety nie mówię o moich obrotach tylko o obrotach konferencji… Było już spore opóźnienie, więc zaczęto pomijać sekcje z pytaniami do prelegentów oraz sama jakość już nie ta… Ale po kolei.
Krzysztof Sobieszek opowiedział o tym, jak współpracować z agencją. Zadał (sam sobie) kilka kluczowych pytań i na nie odpowiedział! Wszystko po to, aby przedstawić różne modele współpracy klienta z agencją. Każdy model zaprezentował na zasadzie: model – brief — KPI (Key Performance Indicators). I o ten ostatni element było za daleko. O ile wcześniej zadawane pytania miały sens i mogły naprowadzić ludzi na pewien trop, tak poświęcenie 20 minut na opisywanie tych modeli nie było najlepszym rozwiązaniem. Widać było znużenie, a ja osobiście się lekko wyłączyłem. Może to nadal wina głodu i zmęczenia? Nie chcę tutaj nikogo skrzywdzić, więc postanowiłem zrzucić winę na mój brak zainteresowania tym tematem.
Maciej Piątek i „jak zostać ulubionym klientem agencji”. Ciężko mi tu cokolwiek pozytywnego napisać, bo o ile w poprzednim akapicie wziąłem winę na siebie, tak tutaj będzie ciężko. Prelegent wszedł na scenę, nie przywitał się, chodził w kółko, patrząc w ziemię, zero interakcji z kimkolwiek i z czymkolwiek. Osobiście nie wiem, o czym była ta prezentacja, ale szukamy pozytywów! To była druga prezentacja z serii Lighting Talks, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że ten moduł nie miał sensu.
Nadszedł czas na kolejną przerwę kawową, która była w sumie krótko po przerwie obiadowej. Myślę jednak, że niektórym się przydała, bo była to już kolejna godzina od rozpoczęcia kongresu i z pewnością pojawiło się zmęczenie wśród uczestników.
Wracamy na salę kinową. Przyszedł czas na Janinę Bąk i humor. Tutaj wezmę winę na siebie, ponieważ część osób się śmiała, więc to pewnie ze mną było coś nie tak. Po prostu jak dla mnie było tego za dużo. Za mało konkretów a mnóstwo anegdot i nieśmiesznych (dla mnie) żartów. Z prezentacji dowiedzieliśmy się, że:
- Internet jest kokosem bez twarzy,
- Janina jest słaba w szachy,
- Google nie rozróżnia muffina od psa chihuahua,
- mąż prelegentki to niezłe ciacho (w sumie jest to nawiązanie do muffina),
- łabędzie to su****syny.
Poznaliśmy także kilka różnych narzędzi, sposoby na grywalizację ankiet oraz pojęcia jak np. Binge-watching. Nie było tak źle, ale patrząc na cenę biletów, spodziewałbym się więcej konkretów, mniej śmieszkowania.
Ostatnie wystąpienie ze zdwojoną siłą: dwóch prelegentów – firma świadcząca usługi wraz z klientem, który się dzięki niej wzbogacił. Panowie Daniel Kędzierski oraz Michał Głuszczak. Była to druga prezentacja tego dnia, która nie wiem, co miała przekazać. Mogę to zrzucić na siebie — zmęczenie. Były podawane przykłady, ale bez kluczowych danych, czyli wróżenie z fusów. Było to dla mnie głównie lokowanie produktów. Prezentacja dotyczyła FB Ads oraz chatbota, który mówił, że jest Adamem i potem dzwonisz do klienta, mówiąc, że to Ty jesteś Adam, podczas gdy jesteś Zbyszkiem… Pogubiłem się, ale może to moja wina, bo się nie skupiłem wystarczająco.
Koniec! Ale tak, jak obiecałem, wracam do prowadzącego, którego chciałem pochwalić. Marcin Maj prowadził konferencję bardzo sprawnie. To, co mi się bardzo podobało to, że po prezentacji drążył temat. Jako osoba zajmująca się marketingiem wiedział, jakie zadać pytanie prelegentowi, aby uatrakcyjnić wystąpienie. Zazwyczaj po wystąpieniach z pytaniami z widowni zapada niezręczna cisza i wtedy ani nie jest komfortowo prelegentowi, ani prowadzącemu. Taka forma wypełniła lukę i było to coś ciekawego, dlatego plusik ode mnie.
Dodałbym też coś na plus dla kongresu. Chodzi mi o aspekt, który strasznie irytuje mnie na wielu wydarzeniach. Na Kongresie Marketingu Online prelegenci prezentowali swoje tematy na tym samym szablonie prezentacji. Pozwoliło to poczuć taką spójność tego wszystkiego i moim zdaniem wyglądało to bardzo fajnie wizerunkowo. Nie było sytuacji, w której każdy ma inną kolorystykę, jeden ma animacje, drugi nie ma, jeden zrobił w Powerpoint’cie, inny w Prezi, a trzeci w Paintcie.
Czas na dzień drugi, czyli warsztaty!
Kongres składał się z dwóch dni. Pierwszy to wyżej wymienione wystąpienia, drugi – warsztaty. Do wyboru były warsztaty o różnych stopniach zaawansowania z content marketingu, Google Analytics, UX, FB Ads. Z uwagi na to, czym się zajmuję na co dzień, wybrałem Analytics dla zaawansowanych. Można by się zastanawiać czy specjalista SEO nie powinien mieć tego w małym palcu? Powiem szczerze – Google Analytics jest bardzo potężnym narzędziem, dlatego byłem pewien, że dowiem się czegoś nowego i ugruntuję sobie aktualną wiedzę. Szkolenie było prowadzone przez Karola Dziedzica, który prowadzi cyklicznie szkolenia zarówno z Google Analytics, jak i Google Ads. Nie miałem powodów, by martwić się o wartość merytoryczną tego wydarzenia.
Szkolenie było prowadzone w Golden Floor w budynku Millenium Plaza. Na korytarzu pojawiły się przekąski i automaty z kawą, herbatą oraz soki. Zająłem miejsce w sali i zastanawiałem się, czemu w 30 osobowej sali siedzą 3 osoby. A no okazało się, że organizator zmieniał sobie kilka razy termin i każdy znał inną godzinę startu wydarzenia. Dobra, nie ma się czym przejmować, ale chwila… Początkowo szkolenie miało się zacząć jakoś koło 9:30 i potrwać do 17:00, a ostatecznie zaczęło się po 10:30 i skończyło o 16, więc coś tu się matematycznie nie spina. Ale ok, samo szkolenie wynagrodzi mi te niedociągnięcia.
Zaczęliśmy od przedstawienia się na forum, co moim zdaniem było super sprawą. Każdy zajmuje się czymś innym i pracuje w innej branży, więc fajnie poznać ludzi z różnych dziedzin. Po chwili niestety usłyszałem kilka razy „ogólnie nie pracuję z Analyticsem, ale chcę się dowiedzieć” i wtedy zacząłem się zastanawiać, czy na pewno siedzę na szkoleniu dla zaawansowanych? Dobra, nieważne, lecimy dalej. Karol prowadził szkolenie w bardzo miłej atmosferze, podśmiechując się czasem z uczestników, co jest bardzo bliskie mojemu sercu. Żeby nie było to źle zrozumiane! Wszystko w miłej atmosferze, a uczestnicy mieli do tego duży dystans, więc nie było to nic chamskiego czy nie na miejscu. Karol ma ogromną wiedzę na temat Google Analytics, więc odpowiadał na pytania uczestników, przechodząc przez poszczególne zagadnienia zarówno na koncie testowym Google, jak i w prywatnych ich projektach. Problemem jednak było właśnie to, że nie każdy powinien przychodzić na Analytics dla zaawansowanych, szczególnie kiedy w opisie warsztatów jest napisane „Jeżeli jesteś pewny, że podstawy Google Analytics to dla Ciebie bułka z masłem…”. Problemy uczestników z najprostszymi zagadnieniami z tego narzędzia zabrały sporo czasu ze szkolenia. Wiem jak to brzmi — przyjechał sobie taki, co pracuje z Analyticsem i udaje, że wszystko potrafi. Tak, przyjechał na szkolenie dla ZAAWANSOWANYCH.
Nie mam pretensji do Karola, bo starał się pomóc uczestnikom, którzy zapłacili za to wydarzenie, więc wszystko jest ok. Z drugiej strony nie poruszył wszystkich tematów z agendy, a ja też zapłaciłem za wydarzenie.
Tak więc pozwolę sobie nie oceniać szkolenia pod kątem merytorycznym ze względu na to, że jego ostateczna forma to nie wina Karola. Aczkolwiek z tym czasem trwania to coś jest nie halo… Ale to też nie jego wina.
Podsumowując, jakie były plusy tego wydarzenia:
- sala kinowa była bardzo dobrym wyborem na tego typu wydarzenie,
- dostęp do napojów oraz przekąsek,
- elokwentny prowadzący wydarzenie,
- kilka ciekawych prezentacji,
- kilka nowych znajomości,
- długopis w pakiecie startowym.
Jakieś minusy? Postaram się powstrzymać:
- kilka nieciekawych prezentacji,
- ktoś zjadł za darmo, a ja zapłaciłem (taki syndrom Polaczka),
- zmiany czasowe oraz brak informacji na ich temat,
- prezentacje nie zawierały ponad połowy tematów przedstawionych w agendzie na stronie wydarzenia,
- brak wcześniejszej weryfikacji poziomu wiedzy uczestników warsztatów,
- no i HIT — Kongres Marketingu ONLINE I faktura wysyłana POCZTĄ POLSKĄ, prośba o WYDRUKOWANIE biletu oraz problemy z RESPONSYWNOŚCIĄ strony internetowej. Ale no szewc bez butów chodzi…
Jeśli ktoś nie był na takim wydarzeniu, to polecam przekonać się samemu. Moja relacja jest oczywiście momentami przerysowana i pewnie każdy odebrał samo wydarzenie trochę inaczej niż ja. Inaczej też patrzy na to ktoś, kto pracuje w branży, a inaczej ktoś, kto prowadzi swój biznes i chce go rozwijać w sferze online’owej.
Ja swoje napisałem, jeśli kogoś uraziłem, to przepraszam, ale potraktujmy to z dystansem i z przymrużeniem oka. Jeśli masz podobne zdanie lub się nie zgadzasz z jakimiś moimi obserwacjami, to zapraszam do dyskusji w komentarzach. Oczywiście konstruktywnej, na poziomie, w miłej atmosferze i bez hejtu 🙂
Naszą redakcję tworzą eksperci marketingu internetowego: specjaliści SEO, SEM/PPC, social media i copywriterzy. Chętnie dzielimy się wiedzą – jeśli masz do nas pytania, zostaw je w komentarzu. Z przyjemnością na nie odpowiemy 🙂
Dzięki wielkie za tę recenzję. Jak możesz mówić, że Twoja nieobecność mi nie przeszkadzała? Rozglądałem się za Tobą cały początek prezentacji 🙂
Podoba mi się też, że mamy różne oczekiwania co do tej konferencji. Ja prezentacji Krzyśka Sobieszka słuchałem z otwartą gębą, dla mnie tam było samo mięso. Pewnie to kwestia doświadczeń i – tak jak napisałeś – oczekiwań.
wspaniały opis! nie czytałam lepszego. Przerwałam po pierwszym opisie prelekcji po którym dowiedziałam sie że pokazano wiele ciekawych slajdów, kilka narzędzi a na korytarzu była kawa i ciasteczka. Opis niczym gimnazjalisty który musi napisać wypracowanie o książce której nie przeczytał. Zero konkretów.
Niedotarcie do konkretów – standardowa konsekwencja niedoczytania tekstu, spowodowana lenistwem i ogólną głupotą.
Zaledenia: zamiast czytać, proszę sobie włączyć telewizję, tam wystarczy patrzeć, zero wysiłku.
Nie przeczytałam – jest beznadziejny.
A ja nigdy nie próbowałem sushi – bo nie lubię.